niedziela, 1 stycznia 2012

48.

Poczułem przerażający ból w dole kręgosłupa. Otworzyłem oczy. Światło było przerażająco jasne, jednak po kilku chwilach zaczęło przybierać kolor błękitny. Podniosłem się i zobaczyłem, że leżę na skale. Obok mnie siedziała Oharu z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
-...czy to wszystko było tylko snem?.. - zapytałem
Pokręciła przecząco głową.
-...to działo się naprawdę, Hayami Yo... - dodała po chwili
Spojrzałem w niebo.
Nie wiedziałem czy to w tamtym niebie byłem, czy tamto niebo było zupełnie innym niebem.
-...gdzie jestem?...
-...w miejscu, gdzie mimo upływu czasu zawsze będziesz młody dzięki wspomnieniom... tu zawsze będziesz karmić kaczki.. początkowo z ludźmi, których kochasz..później już samotnie..- szepnęła i rozpłynęła się jak mgła.
Rozejrzałem się dookoła. Zaczynałem sobie przypominać, poznawałem to miejsce. To tutaj przyprowadził mnie Akira tamtego dnia...
Wspomnienia były jeszcze świeże, przez co bardziej bolesne. Nie chciałem więc zostawać w tym miejscu ani chwili dłużej. Skierowałem się w stronę domu, gdy za sobą usłyszałem głos Akiry. Odwróciłem się, lecz nie dostrzegłem nikogo.
-...moje głupie halucynacje.. - westchnąłem i ruszyłem przed siebie
Szedłem spacerowym krokiem z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni. W jednej z nich znalazłem plastikowy woreczek pełen białego proszku. Przyczepiona była do niego karteczka z napisem "Biała magia sprawia, że problemy znikają ~Tai"
Serce zabiło mi szybciej, a w ustach zrobiło się sucho, jednak miałem na tyle odwagi by otworzyć woreczek i jego zawartość wysypać do rzeki.
-...może i "biała magia" sprawia, że zapominamy o pewnych problemach, ale sama tworzy nowe, jeszcze większe... - powiedziałem nie wiem czy bardziej do siebie, czy do Tai, której obecność czułem w powietrzu.
Włóczyłem się pustymi uliczkami jeszcze przez długie godziny.
Nie chciałem wracać do domu.
Bo właściwie mój dom domem nie był wcale. To był jedynie pusty budynek w którym mieszkało troje zamkniętych w swoich tak różnych światach ludzi, którzy rodziną jedynie się nazywali. Tak naprawdę byliśmy sobie zupełnie obcy. Od zawsze.
W końcu poszedłem do Alice.
Widocznie spodziewała się mojej wizyty, bo jej główkę przystrojoną mnóstwem pięknych, kasztanowych loków dostrzegłem w oknie jeszcze zanim doszedłem do drzwi jej domu.
Kiedy tylko mnie zobaczyła od razu wybiegła i rzuciła mi się na szyję.
Staliśmy chwilę w czułych objęciach, a kiedy już się od siebie oderwaliśmy ona krzyknęła tylko wgłąb mieszkania:
-...mamo, tato! wychodzę z Yo na spacer...
I zamknęła za sobą drzwi.
Trzymając się za ręce poszliśmy posiedzieć na murku przy którym się poznaliśmy.
Na jej policzkach nieustannie malowały się rumieńce, a w oczach tańczyły zadziorne ogniki.
-...muszę Ci coś powiedzieć... - zaczęła z dumą i uroczym uśmiechem na ustach.
Patrzyłem na nią pytająco oczekując, aż powie coś jeszcze.
-...zerwałam z chłopakiem, o którym Ci mówiłam... miałeś rację.. nie można być z kimś do kogo żywi się jedynie sympatię...
Jej głos był tak radosny, śpiewny. Z każdą chwilą przypominała mi anioła coraz bardziej.
Bałem się chwili, w której przyjdzie nam się rozstać, ale mimo wszystko bardzo chciałem spróbować.
Alice nie była typową pięknością, niczym nie przypominała dziewczyn z okładek, ale dla mnie była najpiękniejsza na świecie.
Bo było w niej coś tak wyjątkowego, że aż brakowało słów by to opisać. Ona po prostu była zupełnie inna niż wszyscy. Ale podobno prawdziwą miłość poznaje się właśnie po tej magii w oczach.
Uśmiechnąłem się do niej i nie wiedząc co mógłbym odpowiedzieć po prostu ją przytuliłem.
Jej ciało było niebywale ciepłe. To zupełnie odwrotnie niż zwykle.
Odsunąłem ją od siebie na chwilę, by móc jej się lepiej przyjrzeć i dopiero wtedy... w jej oczach dostrzegłem jak bardzo ją kocham i jak bardzo ona kocha mnie.
W jej oczach dostrzegłem siebie.
Nie swoje odbicie, lecz siebie samego. Poczułem, że jakaś część mnie musi być zamknięta w niej i że na pewno przypadkiem nie może być, to co nas połączyło tego lata.
-...szaleję za Tobą, Alice.. - wyszeptałem jej do ucha odgarniając niesforne kosmyki włosów z jej twarzy, a potem znów zatopiłem się w jej ustach.
Jestem cholernym szczęśliwcem, że ją mam- myślałem sobie trzymając w rękach wszystko to, co do szczęścia było mi potrzebne. Ją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz