niedziela, 31 lipca 2011

10.

Nawet nie zauważyłem kiedy minął cały ten czas a już był Nowy Rok.
Dla niektórych całkiem nowy świat, nowe perspektywy i jak najwięcej starań by był rokiem lepszym od poprzedniego.
Ale nie dla mnie.
Żadnego przełomu.
Dzień taki sam jak każdy inny.
I tak nie mogłem niczego zmienić. Nie sam. A nikt nie mógł mi pomóc.
Jedyne co mogłem zrobić to trwać w tym swoim bagnie przez kolejne lata.
Późnym wieczorem wyszedłem z domu.
Nikt nie pytał gdzie się wybieram.


Szedłem ciemną ulicą. Śnieg sypał mi się na głowę, a łzy spływały po policzkach.
W pewnym momencie usłyszałem czyjeś kroki.
Odwróciłem się i zobaczyłem dziewczynę. Była śliczna.
Ubrana w stylu shiro lolita.
Ten styl zawsze mi się podobał. Był taki idealny. Czysty.
Sukienka była przepiękna. Najpierw to na niej właśnie skupiłem uwagę. Potem dopiero dostrzegłem jak urocza jest jej właścicielka.
Miała czarne, proste włosy i oczy tego samego koloru. Takie radosne.
Przypominała mi kogoś, ale nie miałem pojęcia kogo. 
A w dłoniach trzymała białą torebeczkę.
Uśmiechnąłem się do niej.
Odpowiedziała tym samym.
Podeszła do mnie bliżej.
-...jestem Ayumi...
Miała taki słodki głosik.
-...Yo...
Wyciągnęła rękę i odsunęła mi z czoła kosmyk włosów ciągle się uśmiechając.
-... usiądziemy?...
Podążyłem za nią na ławkę.
Nawet w ciemności jej idealnie biała suknia była widoczna.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu przyglądając się sobie nawzajem.
Zobaczyłem że na rzęsach ma śliczne kryształki.
-...przypominasz mi diament...- powiedziałem zupełnie się nie zastanawiając nad swoimi słowami
Uśmiechnęła się nieśmiało.
-...a mowa diamentów... skąd to masz..Yo?..
Wskazała na wisiorek który dostałem od Hikaru.
-...ktoś mi go podarował...
-...mój brat miał taki sam...

                   ...brat?...czyżby dlatego jej twarz wydała mi się taka znajoma?...

-... miał?...zgubił go?...
-... Hikaru nie żyje...
Przez całe moje ciało przeszły zimne dreszcze. Już raz słyszałem to zdanie.
I... już nie miałem wątpliwości.
Chłopak od którego dostałem wisiorek był jej bratem... więc spotkanie nie mogło być przypadkowe...
Skinąłem głową.
-...znałeś go ...Yo...
To nie było pytanie. Ona to po prostu wiedziała.
Przytaknąłem.
Zapanowała cisza.
Oboje patrzyliśmy przed siebie.
Nie wiedziałem co robić, co myśleć, co mówić.
Słowa i tak już chyba by nie wystarczyły. 
Chociaż nasuwało mi się wiele pytań... nie zadałem żadnego.
Chciałem wiedzieć, ale wciąż bałem się pytać. Tak... mój odwieczny problem.
Wstała i popatrzyła mi w oczy.
Czułem się dziwnie... nieswojo.
Po jej porcelanowym policzku spłynęła pierwsza łza.
-...kochałam brata... nie chciałam żeby umierał...- wyszeptała

              ...ja przecież też chciałem by żył...ale było już...za późno...



-...przepraszam, ale nie wyglądasz na szczęśliwego nastolatka ...Yo...
-... bo nim nie jestem...
-...ja wiem czego Ci brakuje...
Jej słowa były takie czułe. Podobało mi się to w niej.
Ciągle patrzyłem na nią pytająco.
Nachyliła się i... pocałowała mnie.
Tak delikatnie.
Jak anioł. Jak śmierć.
-...miłości..
Siedziałem w bezruchu oszołomiony tym co przez chwilą się wydarzyło.
Miała rację.
Brakowało mi miłości.... chociażby tej matczynej miłości którą obdarowane zostały wszystkie dzieci jakie znam.
W chwilę po tym dziewczyna odeszła nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Tylko jej obraz pozostały w mojej pamięci i zapach perfum, który ciągle mi towarzyszył.

                  ...czy powiem o tym komuś?... a może... ona wcale nie istnieje?...

Zastanawiało mnie wtedy czy moim przeznaczeniem było spotkać ją ten jeden, jedyny raz w życiu. Chciałem choć jeszcze raz ją ujrzeć... w świetle dnia.
I porozmawiać. Dowiedzieć się czegokolwiek.

W tym momencie przed oczami zrobiło mi się jasno. Spojrzałem w dół.
Delikatne światło biło od wisiorka.

                   ...czy to się dzieje naprawdę?...

Tej nocy nie wróciłem do domu.
Szlajałem się samotnie po parku i myślałem.
Zastanawiałem się dlaczego moje życie wygląda właśnie tak i czy naprawdę nie mogę nic w nim zmienić.
Czemu ta anielica imieniem Ayumi pojawiła się w moim życiu akurat w pierwszy dzień nowego roku?
Czy miała zapowiadać coś dobrego? A może był to zwykły przypadek?
Miałem się w niej zakochać?
Niczego już nie rozumiałem.
W głowie miałem pełno myśli. Czasami sprzecznych.
I uczucia...towarzyszyło mi ich aż tak wiele...że...sam nie wiedziałem co czuję.
Wiele przeżyłem, ale ten dzień... chyba na zawsze zostanie dla mnie najdziwniejszym.
Z kieszeni kurtki wyciągnąłem telefon.
Wybrałem numer do Akiry i przesunąłem kciukiem po wyświetlaczu.
Wyobrażałem sobie że w ten sposób dotykam aksamitnego policzka kolegi.
Po chwili dostałem esemesa.
Natychmiast go odczytałem.
"Yo.. nie mogę zasnąć. Powiedz mi że Ty też.
A."
 
              ...ściągnąłem go myślami?...

"Akira... ja nawet do domu nie wróciłem na noc. Jestem w parku. Nie śpię. Myślę."

Swoją drogą to dawno go nie widziałem.

                ...tak Akira, kurwa tęsknię za Tobą...

Ale przecież mu tego nie powiem.

-... nie musisz... - usłyszałem głos
Odwróciłem się i zobaczyłem jego.
Odrazu się uśmiechnąłem.
-...co tu robisz?..
-... mieszkam przecież blisko parku... uciekłem przez okno i jestem...
-...ale po co?..
-... bo też tęskniłem?...
Znów się uśmiechnąłem. On też.
Usiadł przy mnie na ławce.
Przysunąłem się do niego.
-...co robisz?..
-... jesteś prawie nie ubrany... zamarzniesz jeśli Cię nie obejmę...
Zaśmiał się i wtulił się w moją puchową kurtkę.

                ...mógłbym tak spędzić całą wieczność...

sobota, 30 lipca 2011

9.

Święta zawsze były bardzo radosnym czasem w moim życiu.Wtedy naprawdę chciało mi się żyć.
Ciągle miałem nadzieję że i tym razem będzie tak samo.
Kiedy zasiedliśmy do kolacji w mieszkaniu zrobiło się upiornie cicho.
Nikt nawet nie raczył się odezwać czy uśmiechnąć.
Za oknem prószył śnieg, a pod misterną choinką leżało kilka nic nie znaczących prezentów.
-...pyszny tort upiekłeś... jak Ci się to udało ...synu?...- tak, to ostatnie słowo przeszło tacie przez gardło z ogromnym trudem
-...dobry przepis...
Skinął głową.
Było tak ...niesamowicie sztywno.
Wręczyłem rodzicom skromne podarunki, oni mnie także coś podarowali.
Było mi przykro, że tak właśnie spędzam moje ulubione święta.
Zdenerwowałem się.
Wziąłem niewielkie, idealnie zapakowane pudełeczko i zakładając kurtkę wyszedłem z domu bez słowa.
-...dokąd idziesz kochanie?...
Nie odpowiedziałem.
Głupio mi było że zostawiłem rodziców samych w taki dzień, ale ... nie mogłem tego dłużej znieść.
Ulica była oświetlona, ale pusta.

         ... no tak.. teraz wszyscy są w domach... ze swoimi rodzinami... szczęśliwi...

Poszedłem do Akiry.
Drzwi otworzyła mi jego mama.
Uśmiechnęła się na mój widok.
-...bardzo nam miło, że przyszedłeś Yo...

         ...w moim sercu zrobiło się niewyobrażalnie ciepło... i... dowiedziałem się po kim Akira odziedziczył ten magiczny uśmiech...

Wszedłem do środka.
Wszystko było ślicznie udekorowane.
Młodszy brat mojego kolegi biegał wesoło po domu ze średniej wielkości samochodzikiem w rączkach.
Przy stole siedział tata i dziadkowie obu chłopców.
Byli prześliczną rodziną.
Wręczyłem prezent rudowłosemu chłopakowi.
Jego oczy śmiały się.
Nie spodziewał się, że przyjdę, ale widziałem... był bardzo szczęśliwy.
Od niego także dostałem upominek.
-...otwórz dopiero w domu... - zastrzegł
Uśmiechnąłem się i położyłem pudełeczko na stole.
-... jesteś prześlicznym chłopcem... - zagadała starsza pani
Zrobiło mi się trochę głupio.
Spuściłem wzrok.
-... i jak słodko się rumieni... - dodała po chwili
-...pójdziemy do mnie...- Akira zaśmiał się i zaciągnął mnie do swojego pokoju
Wzięliśmy też ze sobą trzyletniego Ryo.
Akira wprost przepadał za młodszym bratem.
Nic dziwnego.
Mały był uroczy.
A razem wyglądali naprawdę słodko.
Nigdy nie widziałem żeby ktoś był tak czuły w stosunku do młodszego rodzeństwa.
Zastanawiało mnie jak by wyglądało moje życie gdybym i ja miał kogoś blisko...

-... o czym tak myślisz?...

               ...co miałem powiedzieć?...

-...sam nie wiem... nieświadomie uciekłem myślami od świata...
Zaśmiałem się.
Akira wlepił we mnie wzrok.
Czułem się nieswojo.
Usiadłem na podłodze i zacząłem mówić do Ryo.
-...co zrobiłeś sobie w rękę?...
Ton głosu Akiry nagle stał się taki twardy. Taki...chłodny.
Wyczuł, że sam sobie to zrobiłem.
-...skaleczyłem się kiedy... ustawiałem choinkę...

            ...widział, że kłamię?...

-...łżesz...
Jego oczy były teraz takie puste, rozżalone i ... pełne bezsilności.

         ... nie wierzę... jemu naprawdę tak na mnie zależy?...

-... ja...
-... proszę, nie mów...nie muszę wiedzieć nic więcej... - przerwał mi
A potem spojrzał na okno.
Spadający z nieba śnieg oświetlała latarnia, która nadawała mu innego wymiaru.

Zobaczyłem obok siebie znajomą mi postać.
Ciekawiło mnie czy Akira też ją widzi.
-... zraniłeś go... popatrz na jego smutne oczy... dlaczego to zrobiłeś?...
- ... nie wiem...

Akira popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
-...czego nie wiesz?...

Tajemnicza postać ciągle siedziała obok mnie.
Patrzyłem na nią.
A ona nic już nie mówiła.

-... jesteś jakiś dziwny... Yo...

        ... wiem Akira...wiem...jestem cholernie dziwny...ale Ty... nigdy tego nie zrozumiesz...
                                                   

                                                   ~

Kiedy wróciłem do domu było już bardzo późno.
Rodzice spali. Nie obchodziło ich czy wrócę na noc, czy gdzieś pójdę czy też może zamarznę w śniegu.
Zupełnie mnie olali.
Jak zwykle.
Najciszej jak się dało zdjąłem kurtkę i buty. Trzymając w dłoniach prezent od Akiry powędrowałem do swojego pokoju.
Jedynym akcentem świątecznym który znajdował się w pomieszczeniu był pluszak. Charakterystyczny renifer z czerwonym nosem spoczywający na moim łóżku.
Usiadłem wygodnie w fotelu i podniosłem wieko pudełeczka, które dostałem od kolegi.
W środku była cała masa muffinek.
Dokładnie takich samych jak piekliśmy razem.
I nasze wspólne zdjęcie, która zrobiła mama chłopaka. Oprawione w piękną, złotą ramkę.
Cali jesteśmy na nim umazani w czekoladzie, mące i innych składnikach muffinek.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Na samym spodzie znalazłem kopertę.
Otworzyłem ją bez wahania.
W środku czekał na mnie list.
"Powiedziałeś, że do pełni szczęścia brakuje Ci tylko muffinek. Tak więc chcę żebyś był najszczęśliwszym chłopcem na świecie i daruję Ci całą paczuszkę tych słodkości. Wypiekałem je razem z moją mamą.
A zdjęcie... proszę zachowaj je. To będzie dla mnie wspaniałym prezentem Gwiazdkowym. 
Jesteś najlepszym kumplem jakiego kiedykolwiek miałem.
I fajnie, że Cię poznałem. 
Akira" 
-...byłbyś wspaniałym przyjacielem Akira... ale... nie dla mnie.. bo ja się do przyjaźni nie nadaję... a szkoda.. - wyszeptałem sam do siebie i gasząc światło położyłem się na łóżku.

8.

-...Yo.. powiesz mi czego Ci brakuje do pełni szczęścia?...
Usiadłem na brzegu jego łóżka.
-...muffinek...
    
          ...nie mogłem powiedzieć, że brakuje mi życia....

-... to chodź... upieczemy je...
Znów ten magiczny uśmiech.
-...po co?...
-... bo chcę żebyś był szczęśliwy...

          ... czy ktoś naprawdę pragnął mojego szczęścia?... ten fakt mnie przerastał.... bałem się...bałem się że znów kogoś zranię...

Akira pomógł mi upiec muffnki. 
Oboje przy tym świetnie się bawiliśmy.
Jednak najwięcej radości sprawiło nam dekorowanie.
Sami też się udekorowaliśmy.
Muszę przyznać że Akira naprawdę uroczo wyglądał z posypką na włosach i polewą czekoladową na buzi.
-... jesteś słodki...
Zaśmiałem się.
- ... Ty też...


Kiedy już wróciłem do domu czułem w sercu dziwną pustkę. Tęsknotę za godzinami spędzonymi w towarzystwie tego rudowłosego chłopaka.
Chyba go polubiłem.
Ale dlaczego?
Przecież się przed tym tak broniłem.
Nie umiem walczyć sam ze sobą.

Postanowiłem umyć głowę. We włosach ciągle miałem pełno posypki.
Ale warto było.
By się uśmiechnąć. By znów zobaczyć ten magiczny uśmiech Akiry. A mufiinki... były bajeczne.
Ostatnią zjedliśmy na pół.
I było nam razem bardzo dobrze.
Chciał bym więcej takich dni.
Tak. Chciałbym tego.
Chociaż wiem, że niedługo będę bardzo żałował tego pragnienia.

Kiedy myłem głowę... poczułem dotyk dłoni na swoim ramieniu.
Mama.
-...co robiłeś u tego chłopca tyle godzin?..
-...rozmawialiśmy...

          ... a co innego miałem powiedzieć?..

-...o czym?...
-...o ... szkole...

         ...co się nagle zrobiła taka troskliwa?... przypomniała sobie że ma syna?...

-...wiem, że jest Ci ciężko... - szepnęła wychodząc

Tak. Było mi ciężko. Ale przyzwyczaiłem się do takiego życia. Nie wyobrażałem sobie żeby teraz nagle mieć troskliwych rodziców.


Włączyłem komputer.
"1 nie odczytana wiadomość"
Kliknąłem na powiadomienie.
Wiadomość przysłała...moja dawna przyjaciółka.
Nie miałem teraz tyle odwagi by przeczytać co napisała.
Zamknąłem okienko z wiadomością i westchnąłem głęboko przywracając do pamięci nasze wspólne chwile.
Często się kłóciliśmy, ale nie wyobrażałem sobie bez niej życia. A teraz...kiedy już nauczyłem się żyć sam...ona znów się pojawia.
Przyjaźń z nią była najwspanialszym co mnie w życiu spotkało...do czasu kiedy nadszedł dzień rozłąki.
Tak. Rozstania bolą.

-..wiem czego pragniesz...
-...kim Ty do cholery jesteś?...
-..mnie nie ma... liczysz się Ty...

              ...co wszyscy się mną tak nagle przejmują?... to jakaś zmowa?...

Przyglądałem się jej uważnie.
Z każdym dniem wyglądała coraz przyjaźniej.
Nawet krew zdobiąca jej ubranie mi nie przeszkadzała.
Była ładna.
Chociaż...szkoda że nie mogłem spojrzeć w jej oczy.
Bo ona... nie miała oczu.
Podszedłem do okna i oparłem się o parapet.
Był zimny.
Tak samo jak oddech który czułem na swoim karku.
-... ja chcę się oderwać od przeszłości... ja chcę... żyć... ale żeby żyć... muszę... umrzeć...

piątek, 29 lipca 2011

7.

Dookoła było nie małe zamieszanie.
Wszyscy biegali w poszukiwaniu prezentów dla swoich bliskich, śnieg sypał, lampki się świeciły.
Tylko u nas w domu nie było nic.
Nawet choinki.
A kolacja? Kto ją miał przygotować? Ja nie umiałem przecież gotować.
Jedynie... mogłem upiec tort.

To...  miały być najgorsze święta w moim życiu.
Poszedłem na pieszo do sąsiedniego miasteczka, by kupić choinkę.
Miałem kilka groszy które dostałem od dziadków kiedy jeszcze żyli.
I właśnie wtedy je wydałem.
Żebyśmy mieli święta ... takie jak normalni ludzie.

      ... co ja kurwa mam z tą normalnością?...czemu tak jej pragnę?...

Drzewko było duże. I ciężkie.
Musiałem je ciągnąć za sobą przez co część igieł odpadła.
-...hej...co robisz?...


             ...o nie... to znowu on...


-... przygotowuję nam święta...
-...a rodzice?...


              ... nie powiem mu przecież że wszystko olali....


-...są zajęci. Może nawet nie będzie ich na święta w domu...
- ...a może... zjesz kolację z nami?... będzie fajnie...


             ... on mnie prawie nie zna.... dlaczego to robi?...


-...nie mogę...
Spuścił głowę.
Naprawdę było mu przykro? A może tylko udawał?
-... pomogę Ci z tą choinką...


        ...tak szczerze się uśmiechał, że aż wątpiłem w jego istnienie... ale... chyba nie mogłem wymyślić sobie... kolegi?...

-...dzięki...

We dwoje było nam lżej.
Czy tak by też było z moimi problemami?
Czy... gdybym mu zaufał to było by mi łatwiej żyć? 


Kiedy wróciłem do domu było już ciemno.
-...po co przytaszczyłeś ten krzaczek?... - tymi słowami przywitała mnie mama.
Nie zapytała gdzie byłem i co robiłem przez cały dzień. Nie martwiła się chociaż nie było mnie w domu do późna.
-... to choinka... zaraz święta...
Przyglądała mi się jak jakiemuś idiocie.
-... święta?...tak szybko?... przecież dopiero było lato...
Westchnąłem głęboko.
Dla nich chyba cały świat już dawno przestał istnieć.
A szkoda.
Byli fajnymi rodzicami i dobraną parą...kiedy jeszcze w ogóle byli...ludźmi.


-...dlaczego?... - usłyszałem znajomy głos
Nie podniosłem głowy.
-...dlaczego co?...
-... nie chcesz nauczyć się żyć... i wolisz...umrzeć... jak tchórz...
-... bo jestem tchórzem...
Kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem obok siebie tę samą postać która przyszła do mnie tamtej nocy... kiedy...wylądowałem w szpitalu.
Położyła dłoń na moim rozpalonym czole.
-...jesteś chory...
-... nie od dziś... . Gdybym był zdrowy to nie rozmawiał bym teraz z Tobą...
Wstała i... przeniknęła przez ścianę.

          ...jak ona to robi?..

Też chciałem spróbować... jednak skończyło się na ogromnym guzie.

       ...czy to jest...prawdziwy duch?...

Wisiorek od Hikaru przybrał kolory tęczy. Wyglądało to bajkowo. 

I chyba właśnie wtedy coś ważnego zrozumiałem.
Coś co odmieniło moje życie.

czwartek, 28 lipca 2011

6.

Ostatnie dni w szkole przed świętami.
Znów wypytywali czemu mnie nie było.
Nie mogłem przecież powiedzieć o swoich schizach. Uznali by mnie za prawdziwego wariata.
Swoją drogą ... ciekawe, że moje istnienie zauważają dopiero kiedy znikam.
-...byłem chory...
Właściwie... nie skłamałem.
Byłem chory.
Jestem chory.
Psychicznie.
Ale nikt nie musi o tym wiedzieć.
To będzie moja tajemnica. Moja i tego... różowego motyla, który istnieje tylko dla mnie.
Na pytania typu "co Ci było?" nie odpowiadałem.
Sam nie znałem odpowiedzi.

Na przerwie siedziałem samotnie. Jak zwykle.
Podszedł do mnie jakiś chłopak.
Nigdy wcześniej go nie widziałem.
-... Yo?...

           ... skąd on zna moje imię?...

-...tak...
Usiadł przy mnie.
I... zaczął gadać. Bez opamiętania.
Denerwował mnie.
Lubiłem moją samotność.
Chociażby za to że nikt nie mógł mnie zranić. Nikogo przecież nie lubiłem i nie obchodziło mnie co inni myślą o mnie.  To było fajne.
Udawałem, że go słucham i przytakiwałem co chwila.
Uśmiechał się.
Był ładny.
Miał rude włosy.
Ale... zakochałem się w jego ustach. Takich... idealnych.
Zadzwonił dzwonek.
-...masz czas po szkole?...

        ... nie umiem odmawiać. Nienawidzę tego w sobie...

- ... pewnie...
Poszedłem na lekcję. I... dopiero wtedy zorientowałem się, że nawet nie znam imienia owego chłopaka.

       ... nie zapamiętałem? a może... zapomniał się przedstawić?....


Po lekcjach... czekał już na mnie na ławce przed szkołą.
-...jest zimno... nie musiałeś....
- ... ale chciałem...
Uśmiechnął się tak szczerze, że... miałem wrażenie... że... śnieg leżący dookoła nas nagle się roztopił.
- ...to co? idziemy?...
- ...zaczekaj... jak Ty masz na imię?...
Zaśmiał się.
- ...Akira...
Skinąłem głową.

       ...Pamiętam... mówił mi... ale... ja czasem mam takie...zaćmienia....

-...gdzie mieszkasz?...
- ...w tym domku naprzeciwko, a Ty?...
- ... ja ... trzy domy dalej..
I znów zaczął gadać bez opamiętania. I cieszyć się że mamy do siebie tak blisko.
Przewidywał nam przyszłość. W jego wyobrażeniach już byliśmy przyjaciółmi.
Choć ja nie chciałem mieć przyjaciół. A przynajmniej... nie chciałem by Akira był moim przyjacielem.

W domu było cholernie zimno.
Tata siedział przy stole czytając gazetę.
Mama spała.
Widocznie oboje zapomnieli że są rodzicami bo... byli bardzo zdziwieni kiedy mnie ujrzeli.

      ....A może... ja wyglądam jak.. duch... czy coś? ...

-... chcesz kanapkę?...
-... nie jestem głodny...
-...aha...

Tak.  Całe moje życie było jednym wielkim "AHA". Czasem miałem im ochotę za to przypierdolić.
Czy oni kiedyś mną się interesowali?
Chyba byłem jedynym noworodkiem który sam zmieniał sobie pieluszki.

          ...nienawidzę ich...

wtorek, 26 lipca 2011

5.

Przybliżył swoje usta do mikrofonu... popłynął z nich magiczny dźwięk.
A potem... uśmiech. Równie magiczny.
Muzyka dawała mu tyle szczęścia...
Ale.. to się nie przydarza takim ludziom jak ja.
Wyłączyłem telewizor i siedziałem w bezruchu.

        ... a ja?... czy kiedyś będę dla kogoś ważny?... czy... ktoś mnie pokocha?... czy umrę... nie poznając smaku miłości?...

Włączyłem radio.
'Zmarł piosenkarz. Pomimo niewielkiego stażu w karierze muzycznej wszyscy uważali go za wielką gwiazdę. Nie wytrzymał presji i... popełnił samobójstwo. .."
Dalej nie słuchałem.
Skupiłem się na fragmencie który usłyszałem przez chwilą... "popełnił samobójstwo".
Będą za nim tęsknić. I płakać. Wmawiać sobie że to nie prawda i wyczekiwać kolejnego albumu. Który już nigdy się nie ukaże. Bo... artysta odszedł na wieczność.

     ... a ... czy za mną ktokolwiek by tęsknił?... czy... ktoś byłby skłonny oddać za mnie swoje życie?... a może chociaż miał by łzy w oczach? Pewnie tak... gdyby akurat kroił cebulę, a ktoś poinformował by go o moim samobójstwie... bo... ja dla nikogo nie istnieję... i... nikt nie istnieje dla mnie...

Mama usiadła przy mnie.
-... co to jest?... - wskazała na bliznę
Nie odpowiedziałem.
Wstałem i... chciałem wrócić do swojego pokoju jednak matka złapała mnie za rękę
Popatrzyłem na nią z obojętnością.
- ... kot mnie podrapał... - wyrwałem się i wyszedłem
- ... ale ... my nie mamy kota ...


Znów zatopiłem się we wspomnieniach.
Brakowało mi kogoś.
A przecież... nigdy nikogo nie kochałem.
Brakowało mi... przyjaciela.
A właściwie przyjaciółki... która wieki temu przestała nią być.
Nie widziałem jej już od dawna.
I nigdy miałem nie zobaczyć.
Życie bez przyjaźni... nie ma zupełnie sensu.
Ale... ja nie potrafię być przyjacielem ... i ... mam nadzieję że nikt nigdy mnie już tak nie nazwie.
Nie chcę by kolejna osoba zawiodła się na mnie.
                                                    ~

-... dlaczego to zrobiłeś?... - usłyszałem głos którego nie znałem
Rozejrzałem się po pokoju.
Nikogo poza mną w nim nie było.
Poczułem dotyk lodowatej dłoni na ramieniu.

        ...co jest?...

-...Yo... dlaczego zraniłeś się w rękę?.. - znów ten sam głos
Patrzyłem w nicość.
- ... chciałem...zrozumieć...
Chłód na moim policzku.

- ... kim jesteś?...

Cisza.

     ...czemu nigdy nikt nie chce odpowiadać na moje pytania?...

poniedziałek, 25 lipca 2011

4.

Było już ciemno.
Siedziałem na moim szpitalnym łóżku.. głowa już prawie nie bolała, ale... ciągle nie zdjęli mi opatrunków.
Hikaru też siedział na swoim.
-... jeśli chcesz to możesz mi mówić... wszystko... lubię słuchać... - wbił wzrok w podłogę
- ... jestem świrem...
Czułem jego wzrok na sobie.
- ... ale żyjesz...

       ... co mi po takim życiu?...

Skinąłem głową.. bo.. co innego miałem zrobić?...
Wyciągnął dłoń.
-... zachowaj to...
Podarował mi swój... złoty... wisiorek.
-... ale...
-... nie chcę żeby zakopali go razem ze mną... niech żyje... u Ciebie...Yo..
- ... dobrze...
Przyjąłem podarunek. I zawiesiłem go na szyi.
Położyłem się na łóżku i o dziwo... zasnąłem bez problemu.

Obudziło mnie nie małe zamieszanie na sali w której leżałem.
Dookoła było pełno ludzi.
- ... co się dzieje?..
Wszyscy skierowali na mnie wzrok.

     ... czyżby myśleli że mnie tu nie ma?...

- ... Hikaru nie żyje...

        ... co ?!...

-... dobrze się czujesz?... strasznie zbladłeś...
Pokiwałem głową i wyszedłem z sali.
Oczy bardzo mnie piekły, a... kiedy przesunąłem po nich dłonią okazało się że są mokre..

        ... czy ja... płaczę?...

- ...tak...

                                                              ~

W końcu wypisali mnie ze szpitala.
Zdecydowanie wolałem zapach rodzinnego domu niż ten typowy... zapach szpitala... był wręcz... odrażający.
Zawsze bałem się szpitali... jako dziecko... często w nich lądowałem.
Ciekawe.
- ...synku... te święta spędzimy tylko we ... trójkę..

        ...ale dlaczego?..

-... po prostu..

       ... to ma być odpowiedź?...

Poszedłem do mojego pokoju.
Usiadłem na łóżku.
Potem wziąłem cyrkiel do ręki.
Wbiłem go w ciało i przeciągnąłem.
Krew zaczęła się sączyć z rany.
Ból fizyczny skutecznie pomagał mi zapomnieć o całym świecie.

       ... nawet nie wiesz jak za Tobą tęsknię... jak wiele kosztowało mnie to rozstanie.... i ... z każdym dniem jest coraz ciężej.... popadam w obłęd....

Zsunąłem się na podłogę i uśmiechnąłem sam do siebie.
Krwi było coraz więcej.
Na moich rękach i białej koszuli widniały czerwone plamy.
Piękny widok.
Mała namiastka śmierci...

czwartek, 21 lipca 2011

3.

Nie spałem całą noc.... to była chyba... najdłuższa noc w moim życiu.
Siedziałem na parapecie... i... liczyłem gwiazdy.
Było ich niewiele.
A... na dłoni... ciągle siedział mi motyl... machał do mnie skrzydełkami... co chwila unosił się w powietrzu.. a potem znów do mnie wracał....
Kochałem go... choć wiedziałem że... nie istnieje...

         ... jak można... kochać coś czego ... nie ma?... 

Otworzyłem okno.. i... puściłem go wolno...  poleciał świecąc w ciemności....
Położyłem się na łóżku i próbowałem zasnąć... bezskutecznie.
W pewnym momencie poczułem, że coś śliskiego i ... mokrego... pełza po mojej nodze.
Wstałem by pozbyć się... tego... czegoś...
Ale... niczego tam nie było...
Stałem...przodem do łóżka... i... tyłem do lustra..
Poczułem dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu... była... lodowata...
Przeszły mnie ciarki...
Powoli odwróciłem głowę.... widziałem... jasną, świecącą postać...
Nie miała...oczu...
A... z oczodołów... wypływała jej krew... całymi strumieniami... i... plamiła jasną szatę...
Upadłem na podłogę.... dłońmi zasłoniłem twarz...
A ona.... odeszła... rozpłynęła się jak mgła...
Poczułem ból z tyłu głowy... dotknąłem się w to miejsce... na dłoni została ... krew


Kiedy otworzyłem oczy... zobaczyłem biały sufit. I niewyraźny zarys postaci..
Myślałem... że...to znowu .... ONA.
Ale.. to była tylko moja mama.
- ... gdzie jestem... - nie poznałem własnego głosu.. był taki ... słaby
- ... w szpitalu...
Chciałem żeby... powiedziała mi co się ze mną stało..
Jednak... nie zrobiła tego... nie powiedziała mi...
Głowa pękała mi na kawałki... ból był tak nieznośny że... chciałem umrzeć.
Skierowałem wzrok na okno.
Było już ciemno..
Mama przesunęła dłonią po moim policzku i wyszła..
Zostawiła mnie samego... bez słowa wyjaśnienia.

          ...Co się ... kurwa... wydarzyło?...

Zamknąłem oczy... i... nic nie pamiętałem... zupełnie nic...
Usłyszałem szlochanie.
Na sąsiednim łóżku... leżał chłopak... na oko trochę.. starszy ode mnie.
Patrzyłem na niego w ciemności ...i ... jego wzrok też czułem na sobie.
- ... coś się ... stało?..
Otarł oczy.
- ...ja...  jestem chory...
- ... jak każdy tutaj...
- ... ale ja... niedługo...umrę...
Serce mi na chwilę przystanęło.
Nie wiedziałem co mówić... co robić.

       ... przecież... nie powiem mu, że... też bym chciał... umrzeć...

-... ile masz lat?...
- ... czternaście...

          ...sprawiedliwość ... nie istnieje... ten chłopak... chciałby żyć... a ja... nie... .czemu... nie jest ...      odwrotnie?... czemu... to nie na mnie choroba... wydała wyrok śmierci?...

-... jestem Yo... - przedstawiłem się
Próbowałem się uśmiechnąć, jednak raczej wyglądało to jak... grymas.
- ... Hikaru...
Więcej już się nie odzywał...a ja... całą noc myślałem tylko o nim... o tym... jak cierpi... wiedząc że rozstaje się z życiem...

Rano... jego łóżko było puste...

      .... czy to już...?...

Pielęgniarka weszła do naszej sali.
- ... co z ... nim? ...
- ... jest na badaniach...
Kamień spadł mi z serca... chciałbym żeby... żył jeszcze długo... żeby... zdążył ze mną porozmawiać...
Kiedy wrócił... dopiero wtedy mogłem... przyjrzeć się jego twarzy... była wychudzona, ale... ładna... bardzo nawet...
Miał takie.... pełne usta... i smutne ... czarne oczy.
Był bardzo słaby... a .. życie... uciekało z niego coraz szybciej... i... nikt... zupełnie nikt... nie wiedział kiedy uleci całe... i ... pozwoli mu zamknąć oczy na wieczność...

         ... chciałbym Ci oddać... choć część mojego życia...

środa, 20 lipca 2011

2.

Cały dzień spędziłem u kolegi.
Było nam.. fajnie.
Umiałem udawać... szczęśliwego.
       ... byłbym... świetnym aktorem...
       ... chyba...
Dziś już niczego nie jestem... pewien.
Kiedy wracałem do domu padał śnieg.... sypał mi prosto w oczy.
A ja musiałem iść dalej... i... dalej.
Spojrzałem w prawo... zobaczyłem śliczną dziewczynę... była mniej więcej w moim wieku... karmiła ptaki.
Jej czarne, długie włosy... wystawały spod białej czapki...
Wyglądała na szczęśliwą... zazdrościłem jej tego.... i... tego beztroskiego życia...
Zazdrościłem tego... każdemu dziecku...
Naciągnąłem czapkę na oczy ... by... nie widzieć tego wszystkiego.... tego świata...
       ... czy.... długo będę musiał czekać ... żeby... nie zobaczyć tego świata... nigdy więcej?....
Kiedy stanąłem przed moim domem... bałem się podejść do drzwi....
     ... klamka wydawała się krzyczeć "odejdź"
Ale nie mogłem jej posłuchać... zamarzł bym... zresztą musiałem wrócić do domu na noc..
Popchnąłem drzwi... i... zacząłem żałować że... że nie posłuchałem klamki.
          .... jak to brzmi?... "nie posłuchałem klamki"... jestem totalnym świrem....
Rodzice się kłócili.... ale.. ja nie słuchałem.. nie chciałem wiedzieć o co...
Poszedłem do mojego pokoju, zamknąłem drzwi i włączyłem muzykę ... tak głośno... by zagłuszyć krzyki rodziców...
Czułem, że...popadam w obłęd.
Chciałem zobaczyć się z kimś kogo kocham... i ... kto kocha ... mnie... ale ...
         ...czy ktoś taki istnieje? ... czy... mnie  można kochać?...
        .... KONIEC! Nie będę się użalać.... jestem... dużym chłopcem.... i... powinienem być... szczęśliwy...
Powinienem, ale nie jestem.
       ...  czemu... nie jestem.... taki... jak ...moi rówieśnicy?... czemu... nie jestem... normalny?...

Do mojego pokoju weszła zapłakana mama.... wyłączyła muzykę..
Usiadłem na łóżku ... i ... czekałem aż coś powie... cokolwiek...
- .... kochanie... pamiętaj, że... bardzo Cię kocham... - wyszeptała i pocałowała mnie w czoło...
Jak za dawnych lat... kiedy... jeszcze... byłem taki... jak wszyscy...
- ... co się stało?..
Pokręciła przecząco głową... nie chciała... żebym nic wiedział... ale... dlaczego?... przecież... nie jestem już małym dzieckiem... chyba...
Wyszła z pokoju... przekręcając... klucz w zamku...
... czułem się jak pies... nawet... własna matka,...ktoś komu.... ufałem... chce mnie... oderwać od... świata... a może ... ona chce... mnie... zabić?...
Szybko wyrzuciłem ze swojej głowy te myśli... ale... one wracały... ciągle wracały... dlaczego?... kurwa... dlaczego?...
Otworzyłem okno...tego mi przecież... nie... zabronią... póki co...
      ... mówiło "chodź"... więc... poszedłem.. i... na dworze było.. zimno... bardzo...
W oddali zobaczyłem... ognisko... udałem się w tamtym kierunku...nie było tam nikogo... tylko ja... ale... chciałem się ogrzać... przystawiłem do niego dłonie... na których... usiadł mi motyl... nie ćma...ale... piękny, różowy motyl... uśmiechnąłem się do niego... on... wydawał się uśmiechać do mnie...
Był przy mnie... całą noc...
A ogień... grzał mnie...
       .... mógł bym tak spędzić resztę życia...
Kiedy... obudziłem się rano... po ognisku nie było nawet śladu... rozpłynęło się... ale ... motyl... ciągle siedział na mojej dłoni...
Postanowiłem wrócić do domu... razem z nim...
Tak też zrobiłem...
W mieszkaniu... panowała błoga cisza... ucieszyłem się...
-... mamo... prawda, że piękny? - pokazałem jej motyla przesuwając palcem po jego skrzydełku
Patrzyła na mnie z... troską...
- ... kochanie... ja... nie widzę żadnego... motyla...

wtorek, 19 lipca 2011

1.

Siedziałem na moim łóżku po turecku. Było ciemno.
Wpatrywałem się w okno.
Księżyc... był... piękny.
Pełny.
Poczułem dotyk ciepłej dłoni na swoim ramieniu.
Odwróciłem się gwałtownie.
- ... nie idziesz spać?... - usłyszałem czuły głos matki
Pokręciłem przecząco głową.
- ... dlaczego?...
Wzruszyłem ramionami.
Pogłaskała mnie po głowie i wyszła z pokoju.
Słyszałem jak rozmawia z tatą.
... z nim jest coś... coś... nie tak.... - mówiła
Zabolało mnie to... bardzo.
Położyłem się w końcu.
Nie zaciągnąłem firanek.
I tak bym nie zasnął.
W ciemności zawsze doszukuję się kształtów.
Czemu?
           ... może.. ze mną... faktycznie... jest coś ... nie tak?..
           ... jestem.... głupi?...
Leżałem i... miałem wrażenie że... że płynę... unoszę się w powietrzu... a przecież nie zasnąłem...
           ... Co jest?.. .
Rozejrzałem się po pokoju.
Wszystko było jak dawniej.
Usiadłem na łóżku.
...czułem się... dziwnie... źle?..
Wyciągnąłem kartkę... i .. ołówek... i zacząłem rysować to co czuję... w ciemności... ręka sama wybierała kierunek... to ona decydowała co powstanie... słuchałem jej...
Kiedy skończyłem... zapaliłem światło.
Na obrazku była.... dziewczynka ... moja... przyjaciółka... z dzieciństwa...
...po policzku spłynęły mi łzy...
... dlaczego mnie zostawiłaś..?... - pytałem sam siebie
Ale sam sobie nie umiałem odpowiedzieć... czemu?...
Popatrzyłem jeszcze na jej portret... jak to możliwe że przez tyle lat.. ja... pamiętam każdy szczegół?... każdy jej.. uśmiech.. ułożenie włosów... iskierki w oczach...?...
Zgniotłem obrazek....
             ... Ciebie... nie ma...
Wyrzuciłem go.
Ponownie się położyłem.
Tym razem na siłę zamknąłem oczy... próbowałem zasnąć... nie wychodziło... jak zwykle... nic... mi... nie wychodziło....
Włączyłem muzykę... słuchałem jej... aż zasnąłem...
Śniło mi się... że... jestem szczęśliwy... to był... niesamowity sen.... jadłem... truskawki... z bitą śmietaną... i ... motyle siadały mi na włosach.. i na rękach... i mama uśmiechała się...  tata ją obejmował... byli razem... szczęśliwi?... byliśmy.... szczęśliwą... rodziną?...
...Yo...obudź się... - ktoś mną szarpnął
       .. Yo.. to moje imię...
Otworzyłem oczy.
Zobaczyłem matkę... chyba była na mnie... zła
-... idź sobie...
-... nie...
-.. czemu?...
Nie otrzymałem odpowiedzi. Pewnie i tak brzmiała by ".. bo nie.."
Wstałem... za oknem.. padał śnieg... ubrałem się i .. poszedłem na śniadanie...
Wszyscy siedzieli już przy stole.. to znaczy... rodzice siedzieli...
Daleko od siebie...
Usiadłem.. obok taty... znów miałem wrażenie że płynę.. dziwne.. wszystko się kołysało... nie powiedziałem o tym nikomu... wróciłem do pokoju po plecak i.. poszedłem do szkoły...
Po drodze musiałem... przypomnieć sobie kilka ważnych faktów...
Np... do której klasy chodzę?... jak wyglądają moi koledzy?...
... to niesamowite, ale... zapomniałem o tym...
Mam... 13 lat... czy coś koło tego...
Resztę przypomniałem sobie dopiero po przekroczeniu progu szkoły...
Na lekcjach siedziałem z Akiko... była głupia. Ale Pani kazała nam tak usiąść...
I tak miało zostać aż do końca roku szkolnego.
       ..trudno...
Na przerwach... siadałem sam...
Wpatrywałem się w jeden punkt... zupełnie nieprzytomnie...
- ... Ty żyjesz?... - pytały dzieci
Patrzyłem na nie.... z taką... nienawiścią.. jak zawsze...
Odchodziły...i... nie wracały...
Nauczyciele uważali, że.... że jestem spokojny... i... grzeczny....
A ... to nie prawda.... to tylko tak się wydaje.... ale okej... niech sobie tak myślą.... nie przeszkadzało mi to...
Dopiero kiedy... pobiłem się z jednym chłopakiem...zrozumieli, że coś tam potrafię....
.... był cały posiniaczony.... ale sam się prosił....
Od tej pory... wszyscy trzymali się na baczności... i nikt już nie odważył się mi sprzeciwić... to było... przyjemne...
Po lekcjach zawsze muszę czekać na autobus. A potem jechać nim z bandą idiotów..
...To potrafi być przytłaczające... ale mam na to sposób... wpatruję się w okno... i zapominam o... całym świecie...
... Kiedy już się wybudzam z transu... jestem na miejscu...
Ale potem... muszę na pieszo iść kilometr do domu... sam...
...nawet.... nie chciał bym iść... z kimś...
... nie lubię.... ludzi...

Pewnego wieczoru... stanąłem przed lustrem... uważnie wpatrywałem się w moją twarz....
Była taka... chłodna... a oczy... tryskały nienawiścią...
Spróbowałem się uśmiechnąć ale.... to nie pomogło... nadal wyglądałem jak śmierć...
Byłem blady... cholernie  blady... a ciemne oczy tylko pokazywały kontrast.... i miałem... kasztanowe włosy których nigdy nie lubiłem..
Wystraszyłem się sam siebie... i wróciłem do pokoju... a potem... cały czas przed oczami miałem własne odbicie... takie... pełne nienawiści...
          ... nic dziwnego że ludzie się mnie boją....
Poszedłem do kuchni.... ojciec już spał...
A mama... nie było jej... pewnie znów siedziała u koleżanki... potrafiła znikać z domu na całe dnie... tata też, ale on wracał na dobranockę.... często ją oglądał.... kiedyś ze mną, ale kiedy z nich wyrosłem... oglądał je sam...
Dziwne, że z nich nie wyrósł.
Otworzyłem lodówkę.... świeciła pustkami. Jak zawsze ...
Wziąłem jabłko i wróciłem do swojego pokoju.
-....czy tak wygląda życie szczęśliwego dziecka?... - ugryzłem je
- ... nie...
        ... rozmawiam sam ze sobą.... chyba jest ze mną źle....ale... to przez samotność... tą pieprzoną samotność....

Bezsenne noce... i wtedy właśnie przychodzą te myśli... ale przecież nie zrobił bym sobie niczego... moje życie... jest całkiem normalne... chyba...
Właściwie to... nie mam pojęcia czym jest normalność...